Szaleństwo… ostatnio żyjemy jak na tytułowym kołowrotku. Ciężko się połapać którędy ucieka ten drań, czas. Przecież dopiero co pisałam o tym, że czekamy na poród i maleństwa. A tutaj już „maleństwo” lata po domu, podgryza stopy i skacze jak pchła po kocie. Bo wstyd przyznać, ale nie mieliśmy kiedy napisać o tym, że Zaryjka urodziła – urodziła dwa taneczne skarby – Cha-Che i Cancana. Niestety poród był trudny. Cancan, który rodził się pierwszy, był bardzo dużym kociakiem i rodził się bardzo długo – Zarya miała straszny problem. Obawialiśmy się, że nie przeżyje. Przeżył, ale niestety nie został z nami na dłużej… trudy porodu odcisnęły na nim swoje piętno i nie mogliśmy nic więcej dla niego zrobić niż pozwolić mu zasnąć i nie męczyć go więcej. To te momenty kiedy zastanawiamy się, czy hodowla to jest to, co sprawia nam tyle przyjemności. Bo za tymi przyjemnościami, za radością z małych futrzaków, za szczęściem jakie widzimy na twarzach ich opiekunów, za mailami, telefonami, czy sms-ami ze zdjęciami i nowinami o „naszych-waszych” kociszczach, stoją właśnie te dni wylanych łez, te tygodnie walki o każdy kolejny dzień, te sytuacje kiedy rozkładamy ręce i płaczemy razem z naszymi weterynarzami. Blaski i cienie, blaski i cienie… mantra hodowców.

Ale z dwojga rodzeństwa została nam iskierka Cha-Cha, która od dawna już doszła do wniosku że samotne spędzanie czasu w zagrodzie nie jest dla niej i ruszyła na podbój nowego świata – całego domu. I tak szaleje po nim, zjada swojego tatę, albo podgryza mamę. Ktoś musi w końcu panience zapewnić rozrywki. Jeśli chcecie zajrzeć do niej zapraszamy tutaj.

A nas i nasze koty czeka wkrótce masa zmian… ale wszyscy mamy nadzieję, że na lepsze.

Hodowla kotów norweskich leśnych Bydgoszcz

Kołowrotek